Przejdź do treści
Strona główna » Umiejętności po szkoleniu

Umiejętności po szkoleniu

Witam,

Postanowiłem napisać parę słów na temat umiejętności nabytych podczas szkolenia. Najpierw krótka ?morska opowieść? a później wyklaruję o co mi się rozchodzi.

Witam,

Postanowiłem napisać parę słów na temat umiejętności nabytych podczas szkolenia. Najpierw krótka ?morska opowieść? a później wyklaruję o co mi się rozchodzi.

Ja i jeszcze jeden człowiek (także z Patentem) postanowiliśmy w piątek trochę popływać. Zrobiłem czarter w Akademii. Zameldowaliśmy się na kei o 8:30. Wiatr był na tyle mocny (było przynajmniej 4 pasy piany na wodzie – a w szkwałach było więcej), że na miejscu zastanawialiśmy się czy brać łódkę. Godzinę zajęło nam podjęcie decyzji, w końcu (ponieważ wiatr się raczej uspokajał niż rozwiewał) zdecydowaliśmy się jednak wziąć omkę. Otaklowaliśmy ją ładnie, przestawiliśmy się na bojkę, postawiliśmy szmaty i w zasadzie na tym się skończyły nasze pozytywne doznania. 4 razy próbowaliśmy zrobić odejście. Wiatr był w prawie prostopadły do kei. Normalnie to na wiosłach dało by się trochę odpłynąć ale ponieważ było nas tylko dwóch (+ jeden młody co nie kumał nic a nic) więc trzeba było próbować odejść bezpośrednio z bojki. Tutaj okazało się, że (na stan naszych umiejętności i przy takim wietrze) nie jest to wcale taki prosty manewr jeśli chce się go wykonać tylko w dwie osoby zwłaszcza że bojka jest dosyć blisko kei plątaliśmy się o cumy innych omeg (mieczem lub płetwą sterową). Manewrowanie jednocześnie fałami, szotami i rumplem oraz cumami w dwie i pół osoby to nie łatwe zadanie zwłaszcza przy naszym stanie wiedzy. Podniesienie miecza do ? dało dryf na tyle duży że wylądowaliśmy długą burtą na kei (wstyd był duży ? oj mocno się Janusz ubawił ale strat na szczęście nie było) ? po 4 próbach daliśmy za wygraną i roztaklowaliśmy łódź ?. 🙁

Przyznam że jestem zawiedziony że tak słabo nam poszło, zwłaszcza że podczas szkolenia radziłem sobie całkiem nieźle (egzaminu nie zdawałem bo patent miałem od 14 lat niemniej koledzy z którymi pływałem w załodze od których nie odstawałem zbytnio umiejętnościami pozdawali na 5). Na mazurach też pływałem i nie miałem większych przygód

Zastanawiałem się później co było przyczyną niepowodzenia, nie chodzi mi tu o składowe poszczególnych błędów których było dużo ? to już wiem od Agnieszki za co jej dziękuję. Chodzi mi o to dlaczego ogólnie tak źle nam wypadło.

I tak wydaje mi się, że :

1)Na szkoleniu jeśli tylko warunki pogarszały się to do trudniejszych manewrów za rumplem siadał instruktor. Odejścia bezpośrednio z bojki przy takim wietrze (siła i kierunek) nie ćwiczyliśmy. Jeśli kierunek wiatru był taki sam lecz siła słabsza wówczas odchodziliśmy na pagajach (żeby miejsca było więcej, a właśnie przy naszych manewrach i braku wprawy miejsca nam brakowało). Raz warunki były podobne ? wówczas instruktor usiadł za rumplem bojąc się że manewr kursanci sknocą. Zatem moim zdaniem kurs dobrze przygotował do egzaminu (o czym świadczą wyniki), niemniej nieco trudniejszych przypadków przećwiczonych już nie było?.

2) Druga sprawa to bojki są moim niedoświadczonym zdaniem zbyt blisko kei co powoduje że przy mniej wprawnej załodze trudno się wyrobić z manewrem.

3) Dwie omegi na jedną bojkę manewrową także nie ułatwiają sprawy

4) Długość i jakość cum (gdybym nie wziął własnej z domu w ogóle nie dało by się za wiele zdziałać ponieważ nawet przedłużanie cum szotami nie pozwalało na przygotowanie ich na biegowo i powrócenie po członka załogi luzującego cumę drugiej omegi w celu wynurzenia bojki).

3 komentarze do “Umiejętności po szkoleniu”

  1. Słuszne dylematy

    No, cóż można by powiedzieć, że masz rację i wnioski z grubsza słuszne tylko, że dążysz w nich do doskonałej optymalizacji, a w żeglarstwie takowa nie istnieje, przy czym sama idea żeglarstwa polega właśnie na tym żeby do niej dążyć. Co mam na myśli? Na przykład to, że używasz sformułowania „dwie Omegi na jedną bojkę manewrową”, a problem polega na tym że nie są to bojki manewrowe tylko cumownicze. I tu zaczyna się dylemat takiej natury, że mamy różnicę potrzeb. Bojka manewrowa powinna być stosunkowo daleko wysunięta w jezioro i stać na wolnej wodzie, cumownicza natomiast służy do innych celów i im jest podporządkowana. Podobnie z ilością łodzi na jednej boi. Byłoby pięknie gdyby na każdej boi stała jedna łódka tyle, że z przyczyn technicznych i rożnych innych, natury obiektywnej nie jest to możliwe. Podobnie cumy. Jak sama nazwa wskazuje służą głownie do cumowania i są z grubsza dobrane długościami do potrzeb cumowania. Lina manewrowa zaś to trochę co innego. Najlepiej jakby była długa, gładka i zawiązana na biegowo. Ma się to niestety nijak do potrzeb cumowniczych. I tak jest często w żeglarstwie. Nie ma rozwiązań uniwersalnych i jednej recepty na wszystko. Miedzy innymi dlatego żeglarstwo jest ciekawe, że zawsze wymaga myślenia, niemal bez względu na stopień doświadczenia żeglarza. Niezależnie od wszystkiego manewr odejścia od nawietrznej kei, na przyboju, bez silnika jest manewrem trudnym, wymagającym sporej dozy wiedzy i doświadczenia. Tylko jednak w praktyce można się tego nauczyć. Przyznaje, że w ramach szkolenia nie ma często warunków do takiej praktyki. Dotyczy to jednak bardzo wielu manewrów. Jak w każdym sporcie przestrzennym. Tylko praktyka czyni mistrza, także w zależności od warunków zewnętrznych. Czy jednak jak wszystko by było łatwe i można by na luziku żeglować w każdych warunkach pogodowych, na każdej łódce i na każdym akwenie to żeglarstwo byłoby tak ciekawym sportem jakim jest? Na początku na pewno warto dozować sobie warunki zewnętrzne do umiejętności i stopniowo podwyższać sobie poprzeczkę. W końcu są rożne sporty, a właśnie specyfiką tego jest umiejętność sensownego zmagania się z żywiołami. Czyż nie?

    1. generalnie tak, ale

      ?Na przykład to, że używasz sformułowania „dwie Omegi na jedną bojkę manewrową”, a problem polega na tym że nie są to bojki manewrowe tylko cumownicze?

      Jeśli taką definicję przyjąć (że rozmawiamy o bojkach które służą jedynie do cumowania, a nie do wykonania manewrów) to rzeczywiście odległość od kei nie ma znaczenia, jednakże powrót na keję przy takim wietrze musi skończyć się co najmniej sytuacją niezgrabną ponieważ nie ma szans na złapanie bojki która jest pod wodą ? a zatem nie ma jak wyhamować przed keją. Przynajmniej ja (przy moim braku doświadczenia) nie wyobrażam sobie innego dojścia niż zdryfowanie na zacumowane łódki ? zakładając że nie ma kto pagajować. Może warto by zatem był zorganizować choćby jedną bojkę manewrową nieco oddaloną od kei ? (?)

      ?Lina manewrowa zaś to trochę co innego. Najlepiej jakby była długa, gładka i zawiązana na biegowo. Ma się to niestety nijak do potrzeb cumowniczych.?

      Podczas szkolenia gdzie pełno jest na kei innych osób na ogół długość i jakość cum nie stanowi większego kłopotu, ponieważ zawsze można poprosić o zluzowanie cumy na drugiej omedze (aby wynurzyć bojkę cumowniczą) kolegę z innej wachty, jednakże jeśli nikogo nie ma to wówczas potrzeba kogoś w z własnej pozostawić na kei (celem zluzowania cumy drugiej omegi), przygotować na biegowo własną cumę na bojce i wrócić po załoganta, a do tego konieczna jest cuma/lina manewrowa wystarczającej długości.

      Jeśli przyjąć definicję że czym innym jest cuma a czym innym lina manewrowa, to znowu muszę się zgodzić ale w takim razie czarterując łódź w komplecie z wyposażeniem powinienem dostać taką linę. Jednakże problem mógłby po prostu zostać rozwiązany poprzez wymianę cum na nowe nieco dłuższe, bez węzłów i nie poprzecierane (te które są obecnie to przypadkowe kawałki lin powiązane ze sobą za pomocą przeróżnych węzłów, często mocno poprzecierane).

      1. proza czarterów

        Pierwsza nasuwająca się odpowiedź dla człowieka z zewnątrz jest oczywista. Masz rację! Tyle tylko, że życie nie jest tak proste jakby wskazywała na to oczywista oczywistość. Punkt widzenia zależy od perspektywy patrzenia.
        Otóż w zatoczce o której piszesz po prostu nie możemy wystawić boi manewrowej i mniejsza o przyczyny takiego stanu rzeczy. Zatem przedmiot dyskusji traci na znaczeniu. Co do lin to wymieniamy je bez przerwy i bez przerwy są za długie lub za krótkie, lub poprzecierane.
        Zmora czarterów! Lina za długa przeszkadza wielu osobom wiec ja obetną, za chwile jej zabraknie to ja zwiążą, jak ją zwiążą to nie można jej rozwiązać, a co za tym idzie pojawiają się supełki. I nie ma na to prostego rozwiązania, gdyż natura ludzka jest skomplikowana … :.
        Ideałem jest mieć własna łódź i tam można mieć na prawdę to co sobie wymarzysz. Często czarterowicze w ogóle zostawiają cumy na brzegu lub na boi, a potem zaczyna im ich brakować. I żadna ilość nowych lin tu nie rozwiąże problemu.
        Co do tego żeby dodawać każdemu line manewrową to można by ale wtedy okazałoby się ze należy także dodawać, lornetkę, kompas, mapę zalewu, wiatromierz i sto innych rzeczy, które mogą wydać się niezbędne dla żeglarzy nowicjuszy i bez których ani rusz …. Na jednodniowy czarter dla świeżo upieczonych żeglarzy nie ma mocnych!!! Prędzej czy później wszystko zostanie zniszczone lub utopione. Traktujemy to w miarę z przymrożeniem oka bo jak piszemy o tym na stronie „nie zajmujemy się docelowo” wypożyczaniem jachtów. Jest to margines naszej działalności, a jej gro nastawione jest na szkolenie. Do tego zaś jak sam zauważyłeś na wstępie nasze możliwości portowe są wystarczające. Konkluzja. Jak by nie było zawsze można coś wymyślić żeby było lepiej. Można by powiedzieć idąc tym tokiem rozumowania, że należałoby portować jachty wyłącznie w centralnym porcie, osłoniętym przecież z każdej strony. Ale myślisz, że to rozwiąże problem wyjścia z portu. Otóż wcale nie, bo jak wieje od południa w główki to osoba bez doświadczenia będzie miała jeszcze większe trudności z wyjściem niż ty ostatnio, czego niestety już byliśmy świadkami wielokrotnie, a ostatnio skończyło się to nawet totalnym zniszczeniem jachtu, który został rozbity o nabrzeże.
        Sugestia! Zapraszamy Ciebie i wszystkich tobie podobnych perfekcjonistów do czarterowania u nas łódek jak wieje ze wschodu … :)Wtedy nie powinno być żadnych problemów choć i tak dla wielu pojawią się inne.
        Aby na koniec nawiązać do tematyki szkoleniowej bo taki jest profil tego wątku to powiem jak należy odchodzić z kei omegowej w warunkach dociskającego, zachodniego wiatru, o których pisałeś, a które sprawiły ci tyle trudności.
        Otóż należy zrobić ferholung w kierunku boi, potem należy zrobić owerholung aby stanąć dziobem przy boi i założyć cumę dziobową na biegowo. Postawić koniecznie OBA żagle i przygotować załogę do odejścia na lewy hals.Ponadto należy posadzić minimum jednego załoganta z pagajem, a lepiej więcej, na prawej burcie w celu nadania jachtowi początkowej prędkości własnej w celu szybszego zwiększenia składowej siły ciągu, dzięki wyostrzeniu tym zabiegiem wiatru pozornego. Burta prawa po to by przeciwdziałać dryfowi w początkowej fazie startowej. Następnie, wystawiając grota na wiatr należy ustawić jacht na lewy hals, luzując jednocześnie cumę. Jak żagle zapracują, należy je wolno wybierać w miarę startowania łodzi. Miecz pół dół w zależności z której boi startujesz. Pagaje prawa na przód. Po wystartowaniu jachtu wybrać żagle, pagajując wciąż jednocześnie. Nabrać trochę prędkości, odstawić pagaje i zrobić szybki zwrot na prawy hals w celu nabrania wysokości, a potem już ostateczny na lewy aby uciec na wolna wodę. Trzeba to robić precyzyjnie i pewnie. Chwila zawahania i manewr może się nie udać. Mnie udaje się prawie zawsze.
        Z podchodzeniem w tych warunkach nie widzę problemu. Wystarczy zdjąć odpowiednio wcześnie żagle i płynąc z wiatrem, hamować pagajami lub chwytając cumę drugiej łodzi. Po dojściu do kei można zwolnić boje i przy pomocy cumy drugiej łodzi wycofać się do boi aby założyć cumę własną. I na tym kończę poruszony temat gdyż weszliśmy na czartery, a nie jest to przedmiotem tego wątku.