Rejs ma charakter zabawowo rekreacyjny.
Start ok. g.10 z Zegrza. Noc w Warszawie, śpimy na jachtach. W nocy imprezujemy ! W planie mixt szantowo dyskotekowy. Gitary na jachtach i zabawa w klubach praskich.
Następnego dnia, pływanie po Wiśle i powrót do Zegrza na wieczór.
W dzień obowiązują stroje żeglarskie, w nocy letnie wieczorowe :).
Zapewniamy nieprzewidziane atrakcje, dobrą zabawę i nowe wrażenia.
Dla lubiących fotografować super pejzaże z ostatniej dzikiej rzeki w środku Europy.
Ilość miejsc mocno ograniczona (4 jachty). Rejs ma charakter otwarty czyli każdy może popłynąć. Warunkiem jest dobry humor i zero narzekania na cokolwiek. Jeżeli nie masz zabawowej natury to nie jest TEN rejs.
Rejs dedykowany przede wszystkim freestylowcom i wszystkim spragnionym czegoś innego …
Sprawozdanie z rejsu.
W krótkich żołnierskich słowach powiem tak. Lało, lało, lało, bez przerwy, przez cały dzień i niemal bez końca. Nie odpuściło nawet na minutę. Jeżeli w ciągu roku zdarza się jeden taki dzień, to był właśnie ten.
Nie wnikając w powody, patrz zdanie powyżej, na dwie zgłoszone załogi dotarła jedna i to też rzutem na taśmę. Jak to ja mówię, na tak orientalną wyprawę lepiej popłynąć samemu niż z kimś, kto nie jest do tego przekonany! Znaczy, że Ci którzy zostali nie byli mięttcy i o to chodziło.
W Wiśle nie było wody! Podobno tak niskiego stanu wody nie było od 350 lat. To się nazywa wcelować w termin, biorąc pod uwagę, że zbierałem sie na ten rejs od lat 20.
To co było natomiast, i to w znacznej obfitości, to głazy w rozmiarach XXXL, które w niektórych miejscach uniemożliwiały żeglugę w ogóle.
Można się domyślać, patrz zdanie powyżej, skąd te głazy się wyroiły ale takiej Wisły nigdy jeszcze nie widziałem.
Na całym odcinku w Warszawie nie znaleźliśmy żadnego miejsca gdzie można by spokojnie przenocować. Port Praski, abstrahując od tego, że nie było w nim wody, został sprzedany, przystanie nie dysponują żadną infrastrukturą nadbrzeżną (wyłączając port Czerniakowski, leżący w starym korycie Wisły), a pomost, żeby chociaż na chwile przycumować, znaleźliśmy tylko jeden.
Prąd na Wiśle miejscami bywa tak silny, że na silniku 5 konnym nie byliśmy w stanie poruszać się do przodu. …
I co my na to wszystko?! Daliśmy radę !!! choć bywało ciekawie i bez przygód się nie obeszło.
Gdy dzień zbliżał się ku końcowi, deszcz przeszedł z ulewy w umiarkowany.
Noc postanowiliśmy spędzić w „Marinie na wydmie” z racji na jej dobrą lokalizację, jako strategicznie wygodne miejsce wypadowe …
Z nadejściem nocy przeszliśmy do drugiego etapu naszej wyprawy tj. części integracyjnej …(szczegóły w obrazach).
Uważam, że było na prawdę wporzo…, pełne odreagowanie. Nawet deszcz dał za wygraną!
Jak to zwykle bywa, i tym razem, nastał nowy dzień, co już wcześniej dawało się zauważyć. Z racji krótkiej nocy i udanej integracji należy jednak zaliczyć jego nadejście do zjawisk wyjątkowo nagłych:).
Nadszedł czas na powrót. W planie mięliśmy żeglowanie z prądem w dól rzeki na żaglach. Tego jednak nie dało się zrealizować. Przy tak niskim stanie wody nie było ani szansy na halsowanie ani na omijanie kamieni. Wpłyniecie z dużą szybkością na wielki podwodny lub nawodny głaz nieuchronnie stwarzało perspektywę co najmniej zniszczenia jachtu, a na pewno kłopotów, których chcieliśmy sobie oszczędzić. By nie powiedzieć, że nie mieliśmy do tego głowy …
Wracaliśmy zatem także na silniku. Wisła, śluza na Żeraniu, Kanał Żerański to miejsca zupełnie jakby czas się zatrzymał. Dzikie, odludne krajobrazy w środku europejskiej metropolii. Bociany, czaple na tle pędzących samochodów i miasta zanurzonego w zgiełku codzienności. W głowach pozostaną na długo zupełnie niecodzienne kolarze …
Uważam ten rejs za baaardzo udany choć bardzo zakręcony i to mocno pod włos.
W przyszłym roku, jak wody naleją, trzeba zrealizować wersję na żaglach. Na co wszystkich Was zapraszam.
Możliwość komentowania została wyłączona.